Świadectwa z rekolekcji

Home / Świadectwa z rekolekcji


Dzielenie się ubogaca!
Świadectwa z rekolekcji:

Kochani, chcę powiedzieć, że byłam na tych rekolekcjach i były bardzo wyjątkowe. Ze względu na ludzi, którzy są w instytucie na czele z o. Markiem, ale też osoby, które dotarły konkretnie wtedy do Częstochowy. Rzadko spotyka się ludzi, z którymi czujesz się, jakbyś ich znał, znała. Na pozór zwyczajni, żyjący gdzieś pośród Nas, a jednak wyjątkowi przez to, że w sercu ich jest wielka otwartość na drugą osobę, dobre słowo, brak barier, ale najważniejsze, że ich największą przyjaciółką i drogowskazem jest Matka Boża. Piękny i ubogacający czas, trochę poezji i prozy życia. Głębia czuwania z Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Pytań w sercu było co niemiara, czasem zakręciła się łza, opór, wymiana zdań w rozmowie z Bogiem, ale o to chyba chodzi, żeby był w Nas żywy. Jak prawdziwemu przyjacielowi możesz powiedzieć wszystko i nie zawsze musi być cukierkowo. Wielu z Nas dał nadzieję, zaświecił lampkę, też zostawił wolność wyboru, wlał pokój, bo przecież nie wszystko musimy wiedzieć od razu, a czas przynosi odpowiedź i otwiera oczy. Wyjątkowy czas, bo z Maryją i jej dworem!!!:)

***

Wyjechałam właśnie do Warszawy, a tutaj życie wygląda inaczej, ciągle ktoś gdzieś biegnie, na nic nie ma czasu, nie dostrzega się człowieka, tylko ten milion bodźców; na rekolekcjach na nowo odnalazłam Pana Boga, zatrzymał mnie dłużej przy sobie, obudził do życia; najpiękniejszym momentem z tego czasu była adoracja, kiedy już naprawdę nie chciałam Mu nic więcej mówić, żalić, kłócić, tylko po prostu być.

Justyna.

***

Czas rekolekcji …

to dla mnie …

 

czas pustyni

by usłyszeć głos Boga

że jest się Jego ukochanym dzieckiem

że „nie nadaję się” to tylko wymówka

bo to On jest Zwycięzcą

 

czas pustyni

by usłyszeć głos Boga

Jego wezwanie do Miłości

pośród codziennych spraw

i do każdego człowieka

Zanim pierwszy raz trafiłam na rekolekcje, to coraz częściej pojawiało się ciche pytanie, co dalej z moim życiem. Mail z wiadomością o rekolekcjach potraktowałam jako zaproszenie do szukania odpowiedzi. I co ważne – nie było limitu wieku do 30 roku życia. Nie napiszę, że w moim życiu dokonała się rewolucja i że życie zmieniło o 180 stopni, ale zmiana stopniowo się rozpoczęła, powoli otwierając na nowy, jeszcze mi nieznany, etap drogi. I myślę, że najważniejsze, to wyruszyć… Cóż szkodzi? Dla mnie był to czas ważny z kilku względów i jest taki nadal, bo to, co jest teraz w tym codziennym czasie, łączy się z tym, co było – jak napisał Antoine de Saint-Exupéry w „Twierdzy”: „teraźniejszość leży przed tobą jak budulec i to ty masz z niego urobić przyszłość.”

Pierwsze rekolekcje okazały się dla mnie ważne przede wszystkim w wymiarze spotkania z drugim człowiekiem, z kapłanem, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Znajdowałam się wtedy w ciemnej dolinie. I trochę, jak chromy nad sadzawką Betesda. Jezus, spotykając go, zapytał: „Czy chcesz wyzdrowieć?” Pytanie wydaje się bezsensowne, a odpowiedź oczywista. Jednak odpowiedź jest inna, brzmi: „nie mam człowieka”. Nie mam człowieka, który by mnie poprowadził. Do Boga. Dla mnie to spotkanie było jak uchwycenie ręki drugiego człowieka przez kogoś, kto utknął w martwym punkcie swojego życia, a jednocześnie spotkanie w pełnej wolności. I zaskakujące, bo wcale nie oczekiwałam tego, co otrzymałam. Każdemu życzę, aby, gdy znajdzie się w takim momencie, znalazł pomocną dłoń.

Czas rekolekcji to też był czas spotkania z innymi, z których część na trwałe zapisała się w moim sercu. Czas wzajemnego ubogacenia poprzez poznanie innego spojrzenia, innych doświadczeń. Czas wspólnej modlitwy. Czas wzajemnego umocnienia na ten zwykły czas pełen zabiegania z rodzącym się z niego zamętem. Czas słuchania inspirujących homilii i konferencji.

I przecież – to czas spotkania z Bogiem – na modlitwie, zwłaszcza przed Najświętszym Sakramentem i w Jego Słowie, choć także – przez spotkania te ludzkie. Dla mnie był to czas dotknięcia przez Jego Miłość i Miłosierdzie, spotkanie z Bogiem, który mówi, że jest się Jego ukochanym dzieckiem pomimo słabości, grzechów i innego badziewia. Z Bogiem, którego poraniłam, a który za mnie oddał życie na Krzyżu. I który bez względu na okoliczności idzie ze mną po mojej drodze życia nie wypuszczając ze swych rąk. Bogiem, który przypomina i wkłada cierpliwie do głowy, że to On właśnie jest Bogiem, On jest mocniejszy niż grzech i śmierć, On jest Panem Życia i On jest Zwycięzcą. Jemu więc można powierzyć to, co budzi obawy, wszystkie trudności, cierpienia i kłopoty. Nie znikną od tego i tak czy inaczej, potrzeba stawić im czoła, ale prawdziwe wydaje się zdanie, że nie tyle ważne, co się dzieje w życiu, co ważne z Kim się przez nie idzie. I czy to nie On nadaje sens? On – Miłość. Logos. I wreszcie spotkanie z Bogiem, który zaprasza do życia, życia z pasją i z marzeniami, życia w pełni, życia na miarę tego, co dobrego i pięknego w nas złożył, a w co wiara tak często potrafi się załamywać. Do życia, które jest przekraczaniem siebie. Bóg, który rzuca wyzwanie. I mówi, że to możliwe, by mu sprostać, tylko czy w to uwierzysz?

I był to też czas, który mocno przyczynił się do tego, bym pokochała Maryję – Miriam z Nazaret – najpiękniejszą i najbardziej niezwykłą kobietę, choć tak zwyczajną. Od samego początku, gdy wróciłam do Kościoła, byłam do Niej nastawiona nieufnie, z dystansem, jak do kogoś, kogo się szanuje, ale nie kocha. To zmieniało się powoli. A ostatnie rekolekcje były tym momentem, który przypieczętował to, iż zobaczyłam w Niej również swoją Matkę, kochającą Matkę, która chce mnie nauczyć pokory, miłości i odwagi, by poprowadzić do Swojego Syna. Do pełni życia. Do życia szczęśliwego. Maryja – przewodniczka po życiu.

Na koniec, to dzięki rekolekcjom poznałam św. ks. Alojzego Orione, który stał się dla mnie kimś bliskim. I zwłaszcza ostatnio jego słowa oddziałują na mnie inspirująco, pomagając przejść przez rozmaite zawirowania i burze. A z takich malutkich radości po-rekolekcyjnych, to po pierwszych rekolekcjach wróciłam do czegoś, co kiedyś lubiłam, ot drobnostka, ale dająca radość.

Dorota

***

Ty wiesz, że zaczęłam nawracać się kilkanaście lat temu. To był czas pełen zmagań i poszukiwań. Czułam, że jesteś, a jednocześnie w moim sercu było ciągłe niezadowolenie z siebie. Próbowałam się zmieniać, kolejne upadki potęgowały tylko poczucie winy. Wiem, że  jesteś przy mnie zawsze, ale rozczarowanie i zranione uczucia pozostawiały mnie ślepą na Twoją Obecność.  Czy miłuję Cię więcej, niż ci, którzy nie doświadczyli Twojej łaski? Nie wiem, nie potrafię…

Szukałam Cię po to, żeby za chwilę uciekać przed Twoim spojrzeniem, żyć swoimi planami i pomysłami.  Myślałam, że ukojenie i szczęście da mi głęboka relacja z mężczyzną. Chciałam budować związek z kimś dojrzałym duchowo, z kim będę mogła wzrastać, wspinać się na “wyżyny świętości”.  Nadzieje spotkały się z rzeczywistością, która znacznie odbiegała od moich oczekiwań. Sprawy rzadko układały się po mojej myśli, chociaż tak się starałam.

Panie, przenikasz i znasz mnie, rozumiesz lepiej, niż ja samą siebie. Ty ogarniasz mnie zewsząd, dobrze znasz moją duszę.  Wiesz, że nie potrafiłam odnaleźć siebie, różnych dróg próbowałam. Przyjechałam  na rekolekcje, z otwartością na nowe szlaki, wiele miesięcy po tym, jak zaprosiła mnie koleżanka. Pomyślałam, że nie zaszkodzi kolejny raz powierzyć Tobie życie. Patrzyłam na obraz z Twoim Sercem w kaplicy, nieświadoma, że za chwilę moje serce się odezwie. Nie słuchałam dawno tego głosu z mojego wnętrza. Już wiem, skąd to cierpienie i rozdarcie. Moje serce szukało Ciebie.  Przepraszam, że pozwalałam sobie na zagłuszanie tej tęsknoty.  Moje miejsce było i jest przy Tobie. Panie, Ty wszystko wiesz, wiesz, że Cię kocham. Dzięki Ci Jezu za Twoją nieskończoną miłość, od której nie odłączy mnie nic.

B.